środa, 10 czerwca 2009

Do narodu...!

W dzisiejszych rozważaniach pragnę poruszyć zagadnienie jakim jest strata czasu.
Czy kiedykolwiek przystanąłeś, młody kolego, młoda koleżanko, wewnątrz własnego umysłu - tak właśnie tam, gdzie kotłują się myśli , mnożą pomysły czy też dręczą namiętności - właśnie tam pytam - Czy zatrzymałeś się choć na chwilę by poczynić jakiekolwiek spostrzeżenia na ten temat?? Nie mówię tutaj o czymś tak infantylnym jak np " czytanie tego posta to absolutna strata czasu" (wszyscy dobrze wiemy, że to nie prawda), ale co tak naprawdę dla każdego z nas może być prawdziwą stratą czasu?? ,Czy kiedykolwiek w jakiejkolwiek chwili dostrzegliście totalny absolutny bezsens w czynności wykonywanej przez ostatnią godzinę ( wersja optymistyczna) lub przez ostatnie kilkanaście lat (wersja hard)?? Czy kiedykolwiek poczęło targać waszym wnętrzem to poczucie bezsilności kiedy myślicie sobie - a mogłam/mogłem zrobić tyle innych rzeczy w tym czasie? Co właściwie określa czas? Postępowanie grzyba w niemytym od tygodni kubku? Pierwsza kurza łapa w kąciku oka? Ale, ale - do rzeczy!

Co skłoniło mnie do napisania tego posta to fakt, że dziś odkryłam co dla mnie jest stratą czasu - tak naprawdę podejrzewałam najgorsze już wcześniej ale dzisiaj jestem w stanie się z tym pogodzić bez zbędnych emocji. Nie ukrywam, że trochę mi szkoda bo jakby nie było zostałam pozbawiona nie do podważenia skillu, udowadniającego, że jestem prawdziwą kobietą, ale trudno... Jak mówię przyjęłam to z dzikim i niewzruszonym spokojem by dodatkowo nie marnować czasu na łzy i wyrywanie włosów (resztek) z głowy. Jestem już więc tak spokojna, że mogę te odkrytą przeze mnie smutną prawdę obwieścić światu. Poprę temat historyjką, żeby nie było.....
A więc dziś wpadłam na pomysł, żeby ugotować szparagi.Tak..............................................
Luksusowy przysmak niemieckich podniebień od niedawna dostępny w Polsce. Chciałam by wyszło jak w domu - lekko słonawy mleczny smak wprost rozpływającego się w ustach warzywa... Jak się domyślacie pozostało to w sferze mych marzeń - jednych z wielu.....
A było tak: wyjęłam z lodówki, umyłam, nastawiłam wodę, poszłam zapalić, wróciłam, obrałam,wyłączyłam wodę, obejrzałam jeden odcinek serialu, włączyłam wodę, pokroiłam, wrzuciłam do wody,odebrałam telefon, poszłam zapalić, wróciłam do kuchni, zgasł gaz pod garnkiem, poszłam do łazienki sprawdzić czy gaz działa w piecyku do podgrzewania wody, gaz działał, wróciłam do kuchni, ponownie włączyłam wodę,wróciłam do pokoju,potem pobiegłam do kuchni by uspokoić kipiącą białą pianę, mieszałam czekając, czekałam mieszając. wyłączyłam gaz, zaczęłam odcedzać małym talerzem - za małym bo para dała mi nieźle po oczach, wzięłam większy talerz - trochę lepiej ale woda pozostała, odkryłam na parapecie durszlak, odcedziłam, odczekałam, posoliłam, dałam na miseczkę, przygotowałam widelczyk, nalałam soku, zaniosłam do pokoju, odpaliłam serial, wzięłam na raz dwa kawałki ( głodna byłam bardzo) by natychmiast po przegryzieniu wypluć je na talerz( dobrze że w pogotowiu miałam sok), smak gorzki, niesłony i absolutnie niemleczny, nieniebiański, ohydny i w ogóle nie jak w domu. Po dokładnych oględzinach orzekam co następuje:szparagi zostały źle obrane i jeszcze gorzej posolone.masło rozpuściło się całkowicie i połączeniu z wodą nagromadzoną na dnie miski mogłoby od biedy udawać tani rosół (jak by tak patrzeć pod światło oczywiście).Zaniosłam to wszystko do kuchni i wiecie jak zobaczyłam te stertę naczyń (2 talerze, 1 miska, 1 durszlak, 1 garnek, 1 widelec, 1 łyżka) pomyślałam sobie: oto właśnie ona, najprawdziwsza strata czasu plus jako bonus zawiedzione nadzieje wraz z rosnącym coraz bardziej uczuciem ssania w żołądku. Godzina w plecy. By się uspokoić oczywiście poszłam zapalić.
The end of story, koniec moich kulinarnych podróży. Głód oszukałam kawałkiem sernika co to właśnie na deser miał być. Nikt nigdy mnie nie zaciągnie do kuchni.Nawet ja sama siebie już na to nie namówię a to już nie są żarty jako, że często ulegam własnym słabościom. Jedynym poważnym kuchennym sprzętem którego zamierzam używać jest mikrofalówka - do odgrzania sobie mleka lub zdezynfekowania gąbki do mycia naczyń.Żadnych wyzwań w postaci kotleta schabowego nie zamierzam się podejmować. Postanowione.Zapisane.Amen.
Na koniec pragnę obwieścić, że dziś jest światowy dzień niedomytego żula. Było tak - siedzę na przystanku after work.Palę papierosa. Wystawiam moje spracowane nogi ku słońcu gdy nagle dostrzegam na nich niezidentyfikowany cień. Wiedziałam co się święci w momencie gdy poczułam ten niedający się pomylić z niczym innym zapach niemytego, spoconego ciała. Podnoszę głowę.Dostrzegam oczy, potem cała resztę tego bajzlu" Przepraszam najmocniej, że przeszkadzam w te słoneczne popołudnie ale czy szanowna Pani nie poczęstowałaby mnie papierosem??( stały tekst na wysokim poziomie wygłaszany zawsze w takich właśnie okolicznościach i niestety mocno kłócący się z wyglądem osoby go wygłaszanej). Byłabym rzuciła jakimś tekstem ozdobnym w ramach odpowiedzi ale z braku możliwości złapania oddechu zaczęły łzawić mi oczy. Wyciągnęłam paczkę i właśnie tu dopadło mnie uczucie paniki. Popełniłam błąd nie wyciągając papierosa w celu ułatwienia osobie częstowanej wydostania go z pudełka. Było źle, chwila gmerania brudnym palcami z czarnymi paznokciami po prawie wszystkich papierosach, zakończona w końcu sukcesem."Dziękuję bardzo serdecznie. Kłaniam się nisko ( w momencie ukłonu myślałam,że osunę się na ławkę - przez cały incydent nie nabrałam oddechu ani razu).Poszedł. Uff... Nagle zdjęła mnie mrożąca serce groza - "Do stu tysięcy wypchanych nietoperzy"(że zacytuję znajomego) jak ja teraz włożę do ust te papierosy wymacane przez rękę, która dawno zapomniała co to mydło?? Jak? no jak?? Prawie cała paczka - cieńkie Pallmalle - zachciało mi się. Rany co za strata - I tak pogrążona w żałobie wsiadłam do autobusu. Usiadłam i ze smutkiem w sercu poczęłam rozmyślać. Do następnego przystanku wpadłam na dwa genialne pomysły: pierwszy to taki, że jutro kupuje paczkę fajrantów bez filtra na takie okoliczności, a drugi to taki, że w domu poobcinam do połowy filtry w tych zbeszczeszczonych papierosach nożyczkami i będą nadawały się do użytku. Pokrzepiona własną mądrością i zdolnością do znajdywania wyjścia w najbardziej jak widać ekstremalnych sytuacjach uśmiechnęłam się w myślach do siebie. Moje zadowolenie znikło równie szybko jak się pojawiło za sprawą kolejnego żula co to się przysiadł koło mnie. Dwa miejsca siedzące - ja siedzę obok wolne. Wbiłam tępy wzrok przed siebie. Oczywiście smród. Inny. Ciało umyte, ale wódeczka paruje w słońcu. I wesoło parują też buty przemoczone pewnie rano jeszcze bo tak tak deszcz padał i jeszcze jakiś dziwny zapach wydobywa się z reklamówki na dokładkę. Nie chciałam nawet się odwracać, ale musiałam się chyba skrzywić w grymasie totalnego obrzydzenia co nie uszło uwadze żula bo rozpoczął wykład o zbawiennym wpływie alkoholu na min.układ trawienia - autentycznie nie mogłam w to uwierzyć - po tekście "Gdy kobieta nie pije to jej wątroba gnije" wstałam i przesiadłam się jak najdalej czyli na sam tył autobusu - lubię siedzieć z przodu ....
No comments!
Znalazłaby się jeszcze jedna historia ale nie jest ona warta wzmianki i jako, że późno się zrobiło kończę na dziś.
To juz trzeci miesiąc mojego wygnania ale w piątek odwiedzam Wrocław jako, że nie mogłabym przegapić występu Michała P. pt. "Publiczne spalenie brody".
Tak piszę to z pełną odpowiedzialnością i jeśli nie przyjadę to będę największa wieśniarą Górnego i Dolnego Śląska :)

A więc do zobaczenia i dziękuję za uwagę.
Angela Wspaniała :)

1 komentarz:

  1. Bidulko myślę, że nie dostrzegasz znaków na niebie i ziemi jakie płata ci figiel. Myślę, że
    właśnie wizyta w kóchni ( nie udana ) jest właśnie przykładem nie zmarnowanego czasu. Wyciągnęłaś z niej surową lekcję, wiesz, że przez pośpiech zanidbałaś szparagi i nie włożyłaś do nich serca. Ponad to myślę też, że wszechobecny papieros jest bohaterem tej histori - on jest stratą czasu. Gdyby nie myśleć o nim to można by było myśleć o ważnijeszych sprawach. Żeby tego było mało! spotkałaś na swojej drodze 2 żóli - paradoskalnie - bo to prawdopodobnie ludzie dla, których czas się zatrzymał... ( więc sa nieśmiertelni ). Może ktoś lub coś chciało tobie w ten sposób coś przekazać. Jeśli żul to osoba dla której czas się zatrzymał, to znaczy, że tego czasu zmarnować nie może. Więc jest bardzo prawdopodobne, że miałaś do czynienia z prawdziwymi ludźmi. To tak jakbyś spotkała obywateli Syjonu, nie podłączonych do świata maszyn. Miałaś okazję oddać temu człowiekowi paczkę fajek, chyba oto mu chodziło, przecież dotknąło wszystkich. Człowiek się nad tobą ulitował i chciał ci podarować " nie marnowanie czasu " odbierając ci " marnowanie czasu ".



    A tak wogule - obcięte filtry i tak nic nie dadzą.
    pzdr

    OdpowiedzUsuń