czwartek, 9 kwietnia 2009

Urząd Skarbowy//Urząd Imigracyjny//PAP//IPN...

Noszę się z zamiarem opisania wszystkich dziwnych rzeczy już od paru dni. Potem zapominam, potem mi coś wypada, potem pranie kawa papieros czekolada o 2 w nocy.
No więc żyje, funkcjonuje czasem śpiewam.
Zastanawiało mnie kiedy przyjdzie mi na nowo odkryć mój talent kulinarny - pomyślałam, że trochę zaoszczędzę. Jednak jeszcze nie teraz. Ten upgrade przyjdzie z wiekiem - wiem to nieuniknione. Póki co Bar Ratuszowy daje rade. Robi się specyficznie.
Zdjęcia z imprezy widziałam - żałuję szczerze. Nie było mi dane Was zobaczyć.
Wiem, że nieliche poruszenie w naszym małym światku wzbudza ostatnio Urząd Skarbowy. Wiem, że Perka-Perka pisze jakieś podania, wiem, że Lukrecja piecze ciasta i szykuje koperty. W razie gdy funkcjonariusze z CBŚ wpadną na chatę obaj zapowiedzieli, że w czasie demolowania wiatrołapu i przytwierdzania im więziennej kuli do nogi, zapytają się ich jak to było naprawdę z Barbarą Blidą - ten akt heroizmu nie pójdzie więc na marne. Więcej szczegółów w najbliższym programie UWAGA!
Moi drodzy klątwa Ursusa gorsza niż klątwa wróżki Elwiry z gadu gadu. Prawdę mówiąc szczerze się obawiam co będzie jeśli będę zmuszona spojrzeć wrogowi prosto w oczy. Urzędnicy wzbudzają we mnie skurcz żył. Na księgowych mam alergię. Całkiem na serio boję się ludzi uzbrojonych w przepisy i żonglującymi liczbami. Póki co czekam na wezwanie.Ahoy przygodo!
Dni mijają mi na pracy. Nie choruje. Udzielam się w pikietach pod Biedronką z ludźmi bojkotującymi sprzedawane tam cytryny (osobna historia jak to cytryna wielkości pięści rolnika okazała się tak naprawdę mocno rozrośniętą skórką z miąższem o średnicy 5 PLN). Do mniej przyjemnych doświadczeń zaliczam wyczyn w postaci zjedzenia bigosu i popicia go kakaem (plus trochę piwa) - będąc w toalecie czułam sie jak Al Bundy. Następny incydent poruszył mnie do głębi - jestem bardzo wrażliwa na zapachu jak wiecie a jeśli nie to właśnie to obwieszczam. Więc domyślacie się pewnie jak poczułam się wsiadając do windy z której właśnie wyszła starsza pani która winę potraktowała jak ulubiony fotel - oficjalnie stawiając sprawę -chm... - nie no nie napiszę tego nie pozwala mi na to moja wbudowana pruderia - no miała gazy tak?? A ja siedem pięter do góry z zamkniętymi oczami z nosem wciśnięty w zgięty łokieć - to było za karę bo spóźniłam się na autobus, a tym samym do pracy....Trauma trauma trauma!!

Poza tym nuda. Nie dzieje się nic a tak naprawdę dużo się dzieje ale nie dziś nie dziś...:)
Do wszystkich tajemniczych jak wypalona dziura w dywanie po imprezie - którzy ostatnio milczą
(ale ja nie chowam urazy o nie), a także do tych którzy piszą dzwonią i wywierają wpływy:

Radosnych słonecznych kolorowych i lukrowanych świat Wielkanocnych. Spędźcie je miło bez projektowania czegokolwiek ;)
Ach no i nowinki Onetowe - Portishead wystąpią w Polsce oł jeah. Słowo daję, że pojadę :)
Z nowinek South parkowych ( odkrywam odcinki z wielkim opóźnieniem ) - AIDS jest retro. Na czasie jest rak we wszelkiej odmianie - rozwaliła mnie trafność tego stwierdzenia ...
Nie to że mam i czuję się niezauważona. Ogólnie polecam South park - skutecznie umila wieczory :)
Z serii "co mnie cieszy - co mnie wzrusza" wklejam linka do kawałka który jak dla mnie rządzi w tej chwili a teledysk powoduje dreszcze w krzyżu:



Nawiązując do wcześniejszych opowieści urzędowych żegnam się w specyficzny dla tego środowiska sposób ( znany kilku osobom z naszej branży ;))
A więc PARAGRAF!!
i do usłyszenia soon ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz