środa, 15 lipca 2009

Rozmowy przy śniadaniu

Skorzystam z chwili nieuwagi by zacząć promować mojego mentora od śliskich epitetów, mrocznych porównań i plugawych pararel.
Przy okazji pragnę pozdrowić babcię, panią Krysie kioskarkę oraz burzę szalejącą za oknem.
Enjoy ;)
09:29 Krzysiu: http://www.boomboomduterre.com/index.php?/songs/
09:30 posłuchaj

34 minutes
10:04 me: fajne
:)
12 minutes
10:16 Krzysiu: ha
sok z dópy
10:21 me: wyciąg z glisty
6 minutes

10:28 Krzysiu: nektar z trupa
10:29 me: posoka z diabła
Krzysiu: płyn ze starca

10:32 me: ekstrakt z potu faryzeusza
10:33 Krzysiu: eliksir z łoju górskiego cyklopa
10:34 me: łoo ciul!!
10:35 wywar z plugawej pachwiny maura
10:37 Krzysiu: przecier z pięt wędrownych mnichów
10:38 me: ciepły okład z wrażych sutków
10:39 Krzysiu: kasza z wągrów cuchnącego trola
10:40 me: olej ze zmielonych paznokci trędowatych
10:42 Krzysiu: zupa na zgniłych oczodołach klakwy pospolitej
me: trupi odór w galarecie
10:44 placek z zapadniętego korpusu uchodźcy
10:47 Krzysiu: ozory w smalcu z żula
żyły na gęsto nadziewane żółcią
10:49 me: pieczona żuchwa pustelnika ze szkorbutem
10:50 Krzysiu: paszkwil w opławach posypany tłustym łupieżem
10:51 me: ciasteczka jelitowe przyprawione startą skóra z półpaścem
10:52 jęczące kolana w cieście owodniowym
10:53 trzeba to gdzieś opublikować
chyba walne na bloga

jako dialog o poranku
10:54 Krzysiu: dialog przy śniadaniu
...

W ten sposób nie tracę czasu na głupoty.
Do następnego :)

środa, 10 czerwca 2009

Do narodu...!

W dzisiejszych rozważaniach pragnę poruszyć zagadnienie jakim jest strata czasu.
Czy kiedykolwiek przystanąłeś, młody kolego, młoda koleżanko, wewnątrz własnego umysłu - tak właśnie tam, gdzie kotłują się myśli , mnożą pomysły czy też dręczą namiętności - właśnie tam pytam - Czy zatrzymałeś się choć na chwilę by poczynić jakiekolwiek spostrzeżenia na ten temat?? Nie mówię tutaj o czymś tak infantylnym jak np " czytanie tego posta to absolutna strata czasu" (wszyscy dobrze wiemy, że to nie prawda), ale co tak naprawdę dla każdego z nas może być prawdziwą stratą czasu?? ,Czy kiedykolwiek w jakiejkolwiek chwili dostrzegliście totalny absolutny bezsens w czynności wykonywanej przez ostatnią godzinę ( wersja optymistyczna) lub przez ostatnie kilkanaście lat (wersja hard)?? Czy kiedykolwiek poczęło targać waszym wnętrzem to poczucie bezsilności kiedy myślicie sobie - a mogłam/mogłem zrobić tyle innych rzeczy w tym czasie? Co właściwie określa czas? Postępowanie grzyba w niemytym od tygodni kubku? Pierwsza kurza łapa w kąciku oka? Ale, ale - do rzeczy!

Co skłoniło mnie do napisania tego posta to fakt, że dziś odkryłam co dla mnie jest stratą czasu - tak naprawdę podejrzewałam najgorsze już wcześniej ale dzisiaj jestem w stanie się z tym pogodzić bez zbędnych emocji. Nie ukrywam, że trochę mi szkoda bo jakby nie było zostałam pozbawiona nie do podważenia skillu, udowadniającego, że jestem prawdziwą kobietą, ale trudno... Jak mówię przyjęłam to z dzikim i niewzruszonym spokojem by dodatkowo nie marnować czasu na łzy i wyrywanie włosów (resztek) z głowy. Jestem już więc tak spokojna, że mogę te odkrytą przeze mnie smutną prawdę obwieścić światu. Poprę temat historyjką, żeby nie było.....
A więc dziś wpadłam na pomysł, żeby ugotować szparagi.Tak..............................................
Luksusowy przysmak niemieckich podniebień od niedawna dostępny w Polsce. Chciałam by wyszło jak w domu - lekko słonawy mleczny smak wprost rozpływającego się w ustach warzywa... Jak się domyślacie pozostało to w sferze mych marzeń - jednych z wielu.....
A było tak: wyjęłam z lodówki, umyłam, nastawiłam wodę, poszłam zapalić, wróciłam, obrałam,wyłączyłam wodę, obejrzałam jeden odcinek serialu, włączyłam wodę, pokroiłam, wrzuciłam do wody,odebrałam telefon, poszłam zapalić, wróciłam do kuchni, zgasł gaz pod garnkiem, poszłam do łazienki sprawdzić czy gaz działa w piecyku do podgrzewania wody, gaz działał, wróciłam do kuchni, ponownie włączyłam wodę,wróciłam do pokoju,potem pobiegłam do kuchni by uspokoić kipiącą białą pianę, mieszałam czekając, czekałam mieszając. wyłączyłam gaz, zaczęłam odcedzać małym talerzem - za małym bo para dała mi nieźle po oczach, wzięłam większy talerz - trochę lepiej ale woda pozostała, odkryłam na parapecie durszlak, odcedziłam, odczekałam, posoliłam, dałam na miseczkę, przygotowałam widelczyk, nalałam soku, zaniosłam do pokoju, odpaliłam serial, wzięłam na raz dwa kawałki ( głodna byłam bardzo) by natychmiast po przegryzieniu wypluć je na talerz( dobrze że w pogotowiu miałam sok), smak gorzki, niesłony i absolutnie niemleczny, nieniebiański, ohydny i w ogóle nie jak w domu. Po dokładnych oględzinach orzekam co następuje:szparagi zostały źle obrane i jeszcze gorzej posolone.masło rozpuściło się całkowicie i połączeniu z wodą nagromadzoną na dnie miski mogłoby od biedy udawać tani rosół (jak by tak patrzeć pod światło oczywiście).Zaniosłam to wszystko do kuchni i wiecie jak zobaczyłam te stertę naczyń (2 talerze, 1 miska, 1 durszlak, 1 garnek, 1 widelec, 1 łyżka) pomyślałam sobie: oto właśnie ona, najprawdziwsza strata czasu plus jako bonus zawiedzione nadzieje wraz z rosnącym coraz bardziej uczuciem ssania w żołądku. Godzina w plecy. By się uspokoić oczywiście poszłam zapalić.
The end of story, koniec moich kulinarnych podróży. Głód oszukałam kawałkiem sernika co to właśnie na deser miał być. Nikt nigdy mnie nie zaciągnie do kuchni.Nawet ja sama siebie już na to nie namówię a to już nie są żarty jako, że często ulegam własnym słabościom. Jedynym poważnym kuchennym sprzętem którego zamierzam używać jest mikrofalówka - do odgrzania sobie mleka lub zdezynfekowania gąbki do mycia naczyń.Żadnych wyzwań w postaci kotleta schabowego nie zamierzam się podejmować. Postanowione.Zapisane.Amen.
Na koniec pragnę obwieścić, że dziś jest światowy dzień niedomytego żula. Było tak - siedzę na przystanku after work.Palę papierosa. Wystawiam moje spracowane nogi ku słońcu gdy nagle dostrzegam na nich niezidentyfikowany cień. Wiedziałam co się święci w momencie gdy poczułam ten niedający się pomylić z niczym innym zapach niemytego, spoconego ciała. Podnoszę głowę.Dostrzegam oczy, potem cała resztę tego bajzlu" Przepraszam najmocniej, że przeszkadzam w te słoneczne popołudnie ale czy szanowna Pani nie poczęstowałaby mnie papierosem??( stały tekst na wysokim poziomie wygłaszany zawsze w takich właśnie okolicznościach i niestety mocno kłócący się z wyglądem osoby go wygłaszanej). Byłabym rzuciła jakimś tekstem ozdobnym w ramach odpowiedzi ale z braku możliwości złapania oddechu zaczęły łzawić mi oczy. Wyciągnęłam paczkę i właśnie tu dopadło mnie uczucie paniki. Popełniłam błąd nie wyciągając papierosa w celu ułatwienia osobie częstowanej wydostania go z pudełka. Było źle, chwila gmerania brudnym palcami z czarnymi paznokciami po prawie wszystkich papierosach, zakończona w końcu sukcesem."Dziękuję bardzo serdecznie. Kłaniam się nisko ( w momencie ukłonu myślałam,że osunę się na ławkę - przez cały incydent nie nabrałam oddechu ani razu).Poszedł. Uff... Nagle zdjęła mnie mrożąca serce groza - "Do stu tysięcy wypchanych nietoperzy"(że zacytuję znajomego) jak ja teraz włożę do ust te papierosy wymacane przez rękę, która dawno zapomniała co to mydło?? Jak? no jak?? Prawie cała paczka - cieńkie Pallmalle - zachciało mi się. Rany co za strata - I tak pogrążona w żałobie wsiadłam do autobusu. Usiadłam i ze smutkiem w sercu poczęłam rozmyślać. Do następnego przystanku wpadłam na dwa genialne pomysły: pierwszy to taki, że jutro kupuje paczkę fajrantów bez filtra na takie okoliczności, a drugi to taki, że w domu poobcinam do połowy filtry w tych zbeszczeszczonych papierosach nożyczkami i będą nadawały się do użytku. Pokrzepiona własną mądrością i zdolnością do znajdywania wyjścia w najbardziej jak widać ekstremalnych sytuacjach uśmiechnęłam się w myślach do siebie. Moje zadowolenie znikło równie szybko jak się pojawiło za sprawą kolejnego żula co to się przysiadł koło mnie. Dwa miejsca siedzące - ja siedzę obok wolne. Wbiłam tępy wzrok przed siebie. Oczywiście smród. Inny. Ciało umyte, ale wódeczka paruje w słońcu. I wesoło parują też buty przemoczone pewnie rano jeszcze bo tak tak deszcz padał i jeszcze jakiś dziwny zapach wydobywa się z reklamówki na dokładkę. Nie chciałam nawet się odwracać, ale musiałam się chyba skrzywić w grymasie totalnego obrzydzenia co nie uszło uwadze żula bo rozpoczął wykład o zbawiennym wpływie alkoholu na min.układ trawienia - autentycznie nie mogłam w to uwierzyć - po tekście "Gdy kobieta nie pije to jej wątroba gnije" wstałam i przesiadłam się jak najdalej czyli na sam tył autobusu - lubię siedzieć z przodu ....
No comments!
Znalazłaby się jeszcze jedna historia ale nie jest ona warta wzmianki i jako, że późno się zrobiło kończę na dziś.
To juz trzeci miesiąc mojego wygnania ale w piątek odwiedzam Wrocław jako, że nie mogłabym przegapić występu Michała P. pt. "Publiczne spalenie brody".
Tak piszę to z pełną odpowiedzialnością i jeśli nie przyjadę to będę największa wieśniarą Górnego i Dolnego Śląska :)

A więc do zobaczenia i dziękuję za uwagę.
Angela Wspaniała :)

czwartek, 9 kwietnia 2009

Urząd Skarbowy//Urząd Imigracyjny//PAP//IPN...

Noszę się z zamiarem opisania wszystkich dziwnych rzeczy już od paru dni. Potem zapominam, potem mi coś wypada, potem pranie kawa papieros czekolada o 2 w nocy.
No więc żyje, funkcjonuje czasem śpiewam.
Zastanawiało mnie kiedy przyjdzie mi na nowo odkryć mój talent kulinarny - pomyślałam, że trochę zaoszczędzę. Jednak jeszcze nie teraz. Ten upgrade przyjdzie z wiekiem - wiem to nieuniknione. Póki co Bar Ratuszowy daje rade. Robi się specyficznie.
Zdjęcia z imprezy widziałam - żałuję szczerze. Nie było mi dane Was zobaczyć.
Wiem, że nieliche poruszenie w naszym małym światku wzbudza ostatnio Urząd Skarbowy. Wiem, że Perka-Perka pisze jakieś podania, wiem, że Lukrecja piecze ciasta i szykuje koperty. W razie gdy funkcjonariusze z CBŚ wpadną na chatę obaj zapowiedzieli, że w czasie demolowania wiatrołapu i przytwierdzania im więziennej kuli do nogi, zapytają się ich jak to było naprawdę z Barbarą Blidą - ten akt heroizmu nie pójdzie więc na marne. Więcej szczegółów w najbliższym programie UWAGA!
Moi drodzy klątwa Ursusa gorsza niż klątwa wróżki Elwiry z gadu gadu. Prawdę mówiąc szczerze się obawiam co będzie jeśli będę zmuszona spojrzeć wrogowi prosto w oczy. Urzędnicy wzbudzają we mnie skurcz żył. Na księgowych mam alergię. Całkiem na serio boję się ludzi uzbrojonych w przepisy i żonglującymi liczbami. Póki co czekam na wezwanie.Ahoy przygodo!
Dni mijają mi na pracy. Nie choruje. Udzielam się w pikietach pod Biedronką z ludźmi bojkotującymi sprzedawane tam cytryny (osobna historia jak to cytryna wielkości pięści rolnika okazała się tak naprawdę mocno rozrośniętą skórką z miąższem o średnicy 5 PLN). Do mniej przyjemnych doświadczeń zaliczam wyczyn w postaci zjedzenia bigosu i popicia go kakaem (plus trochę piwa) - będąc w toalecie czułam sie jak Al Bundy. Następny incydent poruszył mnie do głębi - jestem bardzo wrażliwa na zapachu jak wiecie a jeśli nie to właśnie to obwieszczam. Więc domyślacie się pewnie jak poczułam się wsiadając do windy z której właśnie wyszła starsza pani która winę potraktowała jak ulubiony fotel - oficjalnie stawiając sprawę -chm... - nie no nie napiszę tego nie pozwala mi na to moja wbudowana pruderia - no miała gazy tak?? A ja siedem pięter do góry z zamkniętymi oczami z nosem wciśnięty w zgięty łokieć - to było za karę bo spóźniłam się na autobus, a tym samym do pracy....Trauma trauma trauma!!

Poza tym nuda. Nie dzieje się nic a tak naprawdę dużo się dzieje ale nie dziś nie dziś...:)
Do wszystkich tajemniczych jak wypalona dziura w dywanie po imprezie - którzy ostatnio milczą
(ale ja nie chowam urazy o nie), a także do tych którzy piszą dzwonią i wywierają wpływy:

Radosnych słonecznych kolorowych i lukrowanych świat Wielkanocnych. Spędźcie je miło bez projektowania czegokolwiek ;)
Ach no i nowinki Onetowe - Portishead wystąpią w Polsce oł jeah. Słowo daję, że pojadę :)
Z nowinek South parkowych ( odkrywam odcinki z wielkim opóźnieniem ) - AIDS jest retro. Na czasie jest rak we wszelkiej odmianie - rozwaliła mnie trafność tego stwierdzenia ...
Nie to że mam i czuję się niezauważona. Ogólnie polecam South park - skutecznie umila wieczory :)
Z serii "co mnie cieszy - co mnie wzrusza" wklejam linka do kawałka który jak dla mnie rządzi w tej chwili a teledysk powoduje dreszcze w krzyżu:



Nawiązując do wcześniejszych opowieści urzędowych żegnam się w specyficzny dla tego środowiska sposób ( znany kilku osobom z naszej branży ;))
A więc PARAGRAF!!
i do usłyszenia soon ;)

sobota, 28 marca 2009

"Ostatnia deska ratunku"

Oto co znalazłam dziś przeczesując sieć
http://www.nazakrecie.pl/na-zakrecie.pl

Nazwa mówi sama za siebie. myślicie pewnie - no tak Angela sama w Mieście Którego Nazwy Nie Wolno Wymawiać. sobota wieczór. wszyscy imprezują na najlepszej bibie we Wrocławiu -( BTW - Wszystkiego najlepszego Kasiu raz jeszcze :)) - nie, nie tędy droga moi drodzy czytelnicy. Znalazłam ten portal na forum dyskusyjnym oceniającym design stron www. takie wytłumaczenie moje. Nie wnikam w fakt ze jest tam podtytuł w kategorii Największe problemy życia doczesnego - niechciana ciąża - co akurat wywołało oburzenie w jednej z Pań komentujących stronę co osobiście uważam także za błąd. ale... co najbardziej dołuje to złudzenie, że wszystkie problemy można rozwiązać praktycznie nie ruszając się od kompa. nie będę pouczać i moralizować ale nieprzyjemny jest dla mnie sam fakt ze taki serwis powstał. Świadomie uzależniam się od internetu ale ciekawa jestem co zrobią ci wszyscy ludzie z prawdziwymi problemami w momencie gdy np - jak zapowiada Onet - "Groźny wirus zaatakuje komputery w prima aprilis" - a ktoś właśnie w ten dzień pomocy będzie potrzebował?? Bzdura jak dla mnie. Naszła mnie jednak myśl żeby tak odwrócić kota ogonem - kiedyś dojdę do genezy powstania tego powiedzenia i założę się że Krzyś będzie miał na ten temat jakieś ciekawe sugestie jako ze najlepiej z Nas zna się na przysłowiach ;) - i założyć portal z problemami, które rzeczywiście dotykają nas samych i dzieje się to niemal codziennie. Kilka podkategorii przychodzi mi do głowy juz w tej chwili i choć brzmią one śmieszne czasem takimi nie są... A więc:
1. Odchylenie linii prostej w Auto Cadzie o 0,0001 cm - czyli " co zrobić kiedy nie ma już nadziei....";
2.Niemożliwość zapisania pliku PSD z powodu braku pamięci wirtualnej - brak zapisu pracy z co najmniej 2 godzin czyli "co robić gdy drżenie rak odbiera mowę a łzy w oczach odbierają jasność myślenia"
3.Komunikat przy zamknięciu pliku "Czy zapisać naniesione zmiany??" "Tak, Nie, Anuluj" Oczywiście czasem naciskamy "NIE" - czyli jak wiarygodnie wytłumaczyć szefowi dlaczego po Twojej pracy nie został nawet ślad....i co najważniejsze nie wyjść przy tym na kompletnego idiotę. To tak na początek. Żeby nie było że tematy są naciągane - dwa z nich dotknęły mnie boleśnie jakiś czas temu a jeden znam z licznych opowiadań i dyskusji ;)
Oczywiście czekam na wszelkie inne propozycje trapiących Was problemów.

Tak - jestem w swoim pokoju. Znośnie. W sam raz do pracy. Balkon wraz z żywym inwentarzem w postaci gołębi - mym nowym polem bitwy.
Co jest: szafki w fikuśny deseń, przewrotnie zaprojektowany luksusowy żyrandol na 6 żarówek w tym jedna działająca na chwilę obecną. ale co mnie wzruszyło to toaleta z tzw "stópką" - i sorro - nie śmiejta się tam, ale toalety pozbawione tego atrybutu prześladują mnie od lat nad czym ubolewałam - till now ;].
Czego nie ma: pomysłu na zagospodarowanie wątpliwie białych ścian - nie zabrałam ze sobą wystarczającej ilości plakatów i tu apel do Was - jeśli macie cokolwiek co można zaliczyć pod kategorię obrazu/ plakatu itp - przyjmę i powieszę z godnością - nawet jeśli miałby to być wizerunek Violetty Villas na tle watahy psów.

Na sam koniec. Jeden mądry człowiek z którym mam czasem "zaszczyt" porozmawiać, wytknął mi zjawisko tzw "onetyzacji bloga". Zgadzam się lecz nie mogę się powstrzymać. Lubię ulegać swym słabościom co więc równa się temu, że będę kontynuować ten proceder. Bo wiem, że gdzieś tam są ludzie co żyją prawdziwym życiem i nie mają tyle czasu co np Ja by monitorować wszystkie ważne wiadomości pojawiające się na tym serwisie.

Siedzę i piszę słuchając ostatniej płyty Marii Peszek - ustawiając jednocześnie bezwstydne opisy z tekstów piosenek ;)

Tym akcentem kończę na dziś te kilka słów do Was.
Hasselhoff!!

czwartek, 26 marca 2009

No to czarna pacha!!

A więc stało się...wyprowadzka na wieś z jednym tramwajem i studnią. Wiem przesadzam. Może jednak nie.
Nie powrót mnie boli ale odejście. Tak zwierzenia żałosne kolejnego bloggera. Bo smutno bo żle niech chociaż ktoś przeczyta. Ale nie tak będzie.
Piszę do tych wszystkich z którymi nie dam rady się już pożegnać z przyczyn ode mnie niezależnych. Nie nie umieram na AIDS. Wiem, że ludziom w Darfurze brakuje wody i że tysiące kobiet umiera na raka szyjki macicy ( dla wtajemniczonych w moje szukanie dziury w całym to moja ostatnia wkrętka skutkiem czego idę się przebadać najszybciej jak się da ). Na wyważenie złych wiadomości napisze o pozytywnym podejściu Tony`ego Blaira do problemu globalnego ocieplenia i podjętymi przez niego próbami walki z nim. Bravo Tony!!
Tak. A więc pożegnalny post a zarazem powitalny na tym blogu. Dla wszystkich po kolei ważnych dla mnie ludzi.Po kolei znaczy w kolejności zapoznania. A więc:
Dla Violuli która zawsze uśmiechnięta pokazała mi jak z gracją spaść z krzesła obrotowego i wyjść z tego z twarzą.( do dziś jednak pekam ze śmiechu i brak aparatu w takich momentach boli ).
Dla Michała, który pokazał co i jak w mieszaniu zupki chińskiej z serkiem topionym tak by dało się to zjeść. Który z kamienną twarzą zniósł wszystkie próby schowania jego kurtki, kubka i wielu innych rzeczy w wielu dziwnych miejscach.Nie drgneła mu powieka jak odkrył zmiany naniesione w klawiaturze. Dzięki za mile spędzone chwile w towarzystwie jego oraz Tomczysława vel Jadwiga o którym nie mogłabym tu nie wspomnieć. Za wypady na chuśtawki i za ploty przy kefirze dzięki Wam bardzo ;) Tomczysław - uśmiercenie kotka maskotki nigdy Ci nie zostanie zapomniane. Potraktowałam to jako Twój kolejny artystyczny happening o którym opowiada się póżniej na wszystkich ważnych wernisażach.
Dla Hanuszki - Księżniczki z Szamotuł ( oł jeee - Sparta Szamotuły rules!!!) - która objawiła mi czym jest prawdziwa moda. Co jest trendy, a co jest passe. Dzięki której nosze klipsy ( z dumą a jakże ). Która dzielnie znosiła moje próby śpiewu przy wspólnym stole pracy w ploterowni. Która była zawsze jak potrzebowałam chociaż ja ostatnio nie bardzo.... wiem wiem - jakoś to wyrównam przy najbliższej okazji - obiecuje :)
Dla Martysi - za niecodzienne teksty którymi rozświetlała nasze dni pracy i za cierpliwość do naszego duetu - Kandża i Lukrecja - loża szyderców jak nazwał nas nikt inny tylko sam Książe Nowego Dworu Muchobobru Małego - Hrabia Chrupek.Na tak małej przestrzeni trudno czasem zachować powagę.
"Kwiat w butonierę i poszedł sylwestrować ;DDD"
Dla Katarzyny naszej kochanej co dłubie projekt bulwaru. Za malownicze i niedoszłe do kutków plany oszukania kanarów miejskich, za wspólne rozmowy, wypady na miasto i za wszystko o czym nie napisze tutaj bo trwało by to długo - wielkie dzięki.no i za Erike Badu :P
Dla Koali aka polski Harry Potter za wspólne przemyślenia na dole przy herbacie. Za nietuzinkowy zapach płynu do płukania tkanin o którego obiecanej butelce nie zapomne jak żyje.
Dla wrocławskich gołębi które zawsze były ze mną - raz wspierając raz wkurzając. Natchnieniem będace dla jednego z moich opowiadań, które może zostanie opracowane jako komiks. Które tak obsrały mi balkon, że każde wyjście nań w tej chwili pokazuje jak silny może być nałóg nikotynowy. Długo oj długo pamiętac o was będe.
Dla Krzyśka i Grześka. (Już w tej chwili wiem, że nie wymienię wszystkich i wszystkiego). Krzyś za genezę porzekadła "wyszło SIDŁO z worka" za wspólne wieczory i noce przy pracy. Za wszystkie wymyślone zwroty i niebagatelne wydarzenia, które pozostaną na długo w mej pamięci.
Grześ który uskutecznia granie na perce ku wielkiemu niezadowoleniu zrzeszenia lokatorów na Szkockiej, a którzy wedle zasięgnietych informacji podpisują protest i apel mający na celu wysiedleniu go z bloku. Groza czyha!! Dzięki za to,ze byłeś i jesteś. I za "dwa kilo cukru w lodówce"
Dla Petera Dunikowskiego - za odciśniecie na mnie pietna muzyką z gatunku jazz i za objaśnienie wszystkich nielegalnych skrótów w Photoshopie. Powodzenia Tobie i Kasiuli w projekcie - trzymam kciuki za końcową koncepcję i chcę być na bibie jak będziecie to oblewać :)

Może tyle na dziś będzie.
Ogólnie nie da się długo pisać w takim humorze jaki mam teraz. Nie jest wesoło moi drodzy. Od soboty dzierżąc w rękach kilof i ubranie górnicze przemierzać będę uliczki w innej części Polski , których nie można porównać z Wrocławiem -nie próbuję tego nawet....
Postaram się wytrwać na tym wygnaniu moim. Jak mawia stare porzekadło "Jak mus to mus". Postaram się pisac opisywać wszystko mając nadzieje, że liczne przygody o których opowieściami raczyłam Was do tej pory przydarzac będą się nadal.
Było wesoło, czasem mniej. Zawsze jakoś - nigdy nudno!
Dziś nie ma podsumowań i tekstów " niczego nie żałuje". Oraz że wychodzę z założenia, że "nic nie dzieje się przypadkiem" i że" tak miało być" i jeszcze dorzucę "co ma być to będzie" - magia banałów. Powinno zadziałać!!
To mój pierwszy post. Wow. Nie prowadziłam pamiętników ( może jak byłam w podstawowce - jakieś kalendarze nastolatków - zwierzenia o pierwszym ataku trądziku itp - to się nie liczy), ale ostatnio sporo osób sugerowało mi bym zaczęła pisać. Więc będę to robić aby jakoś poskładać w jedno miejsce wszystkie wydarzenia które miały dla mnie znaczenie będąc tu. Coś na zasadzie:" A pamiętacie jak jak Krzysiek ubrał skarpetki w zachody słońca??".
Coś w tym stylu właśnie....
No i czas na nowe opowieści - mam nadzieje, że ich nie zabraknie. Rozliczmy się jednak z przeszłością - taki nasz wspólny, prywatny IPN.
Pozytywnym akcentem w te całej sytuacji wydaje mi się być hasło jakie zauważyłam przed chwilą w jednej z tych niezmiernie irutujących reklam na gg - które wymieniam na dniach na Mirandę lub Jabbera - a mianowicie - "ALWAYS - Jedyna podpaska z 4 skrzydełkami!!". Już poczułam się bezpieczniej.
Koniec na dziś. To taki pierwszy zrzut myśli - niezamierzony humor, którego mi dziś brakuje. Smutek i rozrzewnienie. Nostalgiczne trzy kropki "..."
Niech moc polilinii bedzie z Wami!